Polski
Gamereactor
recenzje
Fell Seal: Arbiter's Mark

Fell Seal: Arbiter's Mark

Prawdziwy następca Final Fantasy Tactics.

HQ
Fell Seal: Arbiter's Mark

Final Fantasy Tactics, legendarna gra, która ukazała się jeszcze pod sztandarem Square Softu, podbiła serce niejednego gracza. Przez długie lata gatunek taktycznych jRPG-ów miał się całkiem dobrze i trzeba przyznać, że pojawiło się w nim kilka perełek. Dla wielu fanów jednak żaden tytuł nie był w stanie doścignąć geniuszu gry „kwadratowych". Wspaniały system klas, wybitna (jak na gatunek) historia oraz niesamowicie rozpisani bohaterowie definiowały Final Fantasy Tactics jako byt wręcz wybitny. Czy zatem niewielka, nieznana grupa zapaleńców jest w stanie stworzyć produkcję, którą śmiało będzie można nazwać następcą, a nawet spadkobiercą kultowego tytułu?

Fani dla fanów

Właśnie teraz niepewnie podnoszą swoje dłonie członkowie niewielkiej, dopiero co debiutującej w branży gier firmy 6 Eyes Studio. Muszę przyznać, że sam na początku nie dostrzegłem ich machania. Nieważne, czy była to wina samych twórców, kiepskiego marketingu wydawcy czy jeszcze czegoś innego. Istotne jest, że Fell Seal: Arbiter's Mark zainteresowałem się bardziej z powodu braku innych tytułów na tapecie, choć muszę przyznać, że po niemrawych zapowiedziach spodziewałem się co najwyżej „średniaka".

Fell Seal: Arbiter's Mark
Mapa nie należy do największych, ale jest co na niej robić.
To jest reklama:
Fell Seal: Arbiter's Mark
Obóz to miejsce, w którym zarządzamy swoim oddziałem.

Właśnie za takie chwile kocham całym sercem swoją pracę, bo bez dwóch zdań tytuł stał się z miejsca moim pierwszym, ale za to olbrzymim zaskoczeniem roku. Oczywiście, że brzmi to jak początek bardzo pozytywnej recenzji i tak po prawdzie nie mam zamiaru nawet tego ukrywać. Z grą pożegnałem się dopiero po niecałych siedemdziesięciu godzinach rozgrywki, w momencie gdy zdobyłem i odkryłem w niej absolutnie wszystko, co tylko do odkrycia było. Od ukończenia tej niezwykłej przygody nie mogę też przestać myśleć o jej finale, choć raczej powinienem napisać: o dwóch finałach - obu tak samo mocnych i dosadnych. Moje myśli cały czas krążą wokół Fell Seal i prawdopodobnie jest to główna przyczyna, przez którą nie potrafię chwilowo skupić się na żadnej innej grze.

Bardzo cieszy mnie fakt, że po premierze okazało się, że zarówno krytycy, jak i fani docenili wizję 6 Eyes Studio. Przez bardzo krótki okres w sieci wyrosła już całkiem spora i wdzięczna baza fanów i z wypiekami na twarzy przeczytałem podziękowania autorów, w których sugerowali rozpoczęcie pracy nad dużym, fabularnym rozszerzeniem. Mam nadzieję, że nie przyjdzie mi na nie długo czekać. Być może brzmi to wszystko strasznie wyniośle, ale zaręczam, że Fell Seal w każdej mierze w pełni zasługuje na pochwały, a włożoną pracę oraz serce twórców daje się wyczuć od pierwszej minuty gry.

To jest reklama:
Fell Seal: Arbiter's Mark
W kolejnej turze zyskamy prawdziwie demoniczne moce!
Fell Seal: Arbiter's Mark
Bzaro to ciekawa postać, która uczy się zdolności poprzez zabijanie różnych bestii.

Umarł król, niech żyje król!

Czuje się tu miłość nie tylko do wspaniale wykreowanego świata, ale przede wszystkim uwielbienie do Final Fantasy Tactics, z którego twórcy czerpią garściami, ale jednocześnie robią to ze smakiem, najwyraźniej samemu kochając klasyczną grę, na której tak bardzo się wzorują.

Cała wizja powstała oczywiście zupełnie od podstaw. Trafiamy do świata, w którym niegdyś grupa bohaterów pokonała pradawne zło, stając się tym samym istotami nieśmiertelnymi. Aby chronić świat przed podobnymi niebezpieczeństwami, grupa postanowiła powołać do istnienia radę nieśmiertelnych. Jak się jednak okazuje, nawet przy całej swojej mocy nie była ona w stanie kontrolować wszystkiego i wszystkich. Właśnie tu pojawia się rola gracza, który wciela się w młodą panią kapitan, która dowodzi oddziałem „arbitrów". Są nimi specjalnie wyselekcjonowane persony, które odpowiadają jedynie przed radą i stanowią jej zbrojne ramię w wojnie ze złem. Brzmi sztampowo? Być może, ale zaręczam, że intryga zagęszcza się szybciej, niż dopiero co podany budyń. W Fell Seal nic nie jest takie, na jakie początkowo wygląda, a tajemnice czekają za każdym rogiem.

Fell Seal: Arbiter's Mark
W czasie przygody spotkamy kilku ciekawych kompanów.
Fell Seal: Arbiter's Mark
Tajemnice. To, co tygryski kochają najbardziej.

Podobnie jak w większości gier z gatunku, poza świetnie napisanymi postaciami fabularnymi możemy sami wynajmować i dowolnie modyfikować przy tym najemników. Wybierając nie tylko ich klasę - którą najpierw musimy odblokować - ale również portret, imię czy wygląd poszczególnych części ciała oraz garderoby. Opcji modyfikacji jest tu od groma i choć początkowo nie mogłem się przyzwyczaić do typowych bardziej dla zachodnich gier ręcznie rysowanych portretów, które dziwnie nie współgrały mi z nieco japońskim wyglądem modeli, tak z czasem polubiłem całą stylistykę. Wiele taktycznych gier stawia głównie na bohaterów fabularnych, traktując najemników jako dodatkowe mięso armatnie. Twórcy Fell Seal wychodzą temu naprzeciw. Dodatkowe unikalne klasy, w które mogą wcielić się jedynie stworzeni przez nas najemnicy, sprawiają, że w zasadzie sami decydujemy, która postać będzie najbardziej kluczowa. Ukryte profesje nie są jednak łatwe do odkrycia, ale jeśli uda Wam się je zdobyć, nic nie stoi na przeszkodzie, byście stworzyli sobie wilkołaka, który jest również asasynem, lub wampira, którego drugą klasą jest kleryk.

Wiedzieć bowiem musicie, że każdy żołdak może jednocześnie posługiwać się dobrodziejstwami dwóch nawet najbardziej skrajnych klas, dlatego kombinacji jest tutaj zatrzęsienie. Aby odblokować kolejne klasy, musimy daną jednostką spełnić wymagania, a dokładnie dobić odpowiedni poziom w klasach wcześniejszych. Przykładowo, by stać się templariuszem, będziecie musieli osiągnąć odpowiedni poziom rycerza i tak dalej. Jest to banalna w opanowaniu mechanika, ale przy tym niesamowicie satysfakcjonująca. Każda z klas dysponuje również zdolnościami pasywnymi oraz odpowiednim dla siebie kontratakiem, czasami więc warto poświęcić czas na szkolenie, chociażby po to, by zdobyć ciekawe zdolności. Samo szkolenie postaci i odkrywanie klas przykuwa do ekranu na wiele, wiele godzin.

Piękno ukryte w prostocie

Fell Seal: Arbiter's Mark
Za zdobyte doświadczenie wykupujemy kolejne zdolności.
Fell Seal: Arbiter's Mark
Są i "summony"!

Gra jednak na samym szkoleniu się nie kończy. Poza bitwami uczestniczymy w dodatkowych, całkowicie opcjonalnych dialogach i wydarzeniach, z którymi warto się zapoznać, by mieć cały obraz świata, do którego trafiliśmy. Zresztą, szybko okazuje się, że nawet niepowiązana, zdawać by się mogło, misja jest czymś więcej, niż się nam wydawało. Niemal każda lokacja zawiera też bardziej lub mniej ukryte skarby - do części z nich można dostać się jedynie posiadając specjalne zdolności. Od czasu do czasu na polu bitwy pojawiają się też specjalni przeciwnicy, których pokonać musimy w określoną liczbę tur - jeśli tego nie zrobimy, potworki uciekną i nie zdobędziemy naprawdę cennych łupów. Przemierzając świat natrafimy również na sekrety, które doprowadzą nas do naprawdę ciekawych konkluzji. Natomiast po skończeniu gry możemy zwiedzić bardzo trudne podziemia, które również mają swoje podwaliny w opowieści. Ogólnie rzecz ujmując, świat Fell Seal warto zwiedzać i należy to robić bardzo często, bo nigdy nie wiadomo, kiedy w miejskiej tawernie usłyszymy nową, ciekawą historię.

Jeśli chodzi o wykonanie, to muszę przyznać, że jestem zachwycony detalami, na które zwraca się uwagę dopiero po czasie. Lekko falujące włosy w czasie rzucania zaklęć czy też poruszający się jako stado nietoperzy wampir potrafią zrobić wrażenie. Podobnie jak ręcznie rysowane areny, które stoją na naprawdę niezłym poziomie. W tym przypadku jednak za wygląd zapłaciliśmy brakiem możliwości obracania kamery, która, zdawać by się mogło, jest wręcz niezbędna w takiej produkcji... Cóż, nie jest. Dawno nie byłem tak zachwycony muzyczną stroną gry. Za piękną ścieżkę dźwiękową, która porwała mnie już w menu, odpowiada Jan Morgenstern. Pan do tej pory mi nieznany, który wykonał fenomenalną wręcz pracę. Od pierwszego dnia ogrywania ścieżka nie schodzi z mojej listy odtwarzania, a warto dodać, że kompozytor udostępnił całość w sieci zupełnie za darmo. Main Title, The End of Everything czy też moje ulubione Swamp Battle słucham namiętnie godzinami. Szczerze polecam zapoznanie się z albumem już po ograniu tytułu, gdyż ten przewyższa wiele wielkich gier.

Fell Seal: Arbiter's Mark
Taktyczne, wręcz klasyczne starcia są wymagające i dają satysfakcję.
Fell Seal: Arbiter's Mark
Czas ruszać do boju!

Piętno na duszy

Tak. O Fell Seal: Arbiter's Mark mógłbym pisać godzinami i prawdopodobnie o samej grze jeszcze ode mnie przy różnych okazjach usłyszycie. Niewielkiej grupie zapaleńców kochających klasykę udało się dokonać czegoś, czego nie potrafi przywrócić do życia nawet firma, która na gatunku jRPG skruszyła sobie wszystkie zęby - tak, piję do ciebie, Square. To wspaniały hołd dla kultowych pozycji gatunku i jednocześnie pierwsza wizyta we wspaniale wykreowanym świecie, w którym, mam nadzieję, przyjdzie nam przeżyć jeszcze niejedną przygodę. Jest to długa, poruszająca i satysfakcjonująca opowieść, która porwie Wasze serca, a jej zakończenie na długo pozostawi piętno na Waszej duszy. A bardziej przyziemnie... po prostu wielka gra, która absorbuje od pierwszej minuty na długie godziny. Wszyscy fani dłubania, odkrywania i kolekcjonowania będą usatysfakcjonowani. Szczerze dziękuję twórcom z 6 Eyes Studio, że mogłem w wykreowanej przez nich podróży uczestniczyć.

09 Gamereactor Polska
9 / 10
+
Świetna, wielowarstwowa historia; dobrze napisani bohaterowie; szczegółowa grafika; wspaniała muzyka(!); mechanika klas rodem z Final Fantasy Tactics; dwa satysfakcjonujące zakończenia i wiele sekretów.
-
Brak możliwości obracania kamery w czasie walki; niektóre potworki mogłyby być ciekawsze; brak kilku animacji - na przykład walki dwiema broniami.
overall score
to ocena naszych redaktorów. Jaka jest Twoja? Wynik ogólny jest średnią wyników redakcji każdego kraju

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości