Polski
Gamereactor
zapowiedzi
Green Hell

Green Hell

Walka o przetrwanie z prawdziwego zdarzenia.

HQ
Green Hell

Muchy i komary zlatują się chmarami. W ciszy słychać tylko ich brzęczenie, a później jeszcze deszcz zaczyna bić ciężkimi kroplami po liściach. Nadstawiam plandekę, żeby zebrać w nią trochę deszczowej wody, rozpalam ognisko, wieszam hamak, podczas gdy nad ogniem gotuje się na kolację pinot. Mdłe to, obrzydliwe, ale łykam wszystko, bo mam dzięki temu wrażenie, że coś jadłem.

Zwymiotowałem pinot. Trochę gorączkuję, ale nie mam wody, żeby wziąć chininę. Noc, deszcz ustał, jestem zlodowaciały od stojącej w powietrzu wilgoci. Ech, kiepska noc - jutro będzie lepiej.

Jedną z najstarszych książek na mojej półce jest wymięty, pożółkły, wyblakły egzemplarz „Zielonego Piekła" - zbioru dzienników Raymonda Maufraisa, odnalezionych w opuszczonym obozie nad rzeką Tamouri. Autor ruszył na wyprawę w poszukiwaniu zaginionych plemion Gujany francuskiej - pieszo przez dziewiczą puszczę - a pozostałe po nim dzienniki opisują w szczegółach trudności życia w dziczy. A raczej - koszmary życia w puszczy.

To jest reklama:
Green Hell
Green Hell

I z wspomnieniami tych właśnie koszmarów zabrałam się za Green Hell - survival horror studia Creepy Jar, który stawia nas przeciwko dżungli i wszystkiemu, co ta ma do zaoferowania.

Na pierwszy rzut oka Green Hell do złudzenia przypomina The Forest. Młody mężczyzna rzucony w objęcia nieposkromionej natury, w poszukiwaniu zaginionej bliskiej osoby porwanej przez dzikie plemię. Początkowo można odnieść wrażenie, że Green Hell zostało wydane w złym czasie, jako że szał na survivale zdawał się minąć ładne kilka lat temu. Pozornie wygląda na to, że tworząc grę Creepy Jar wzięło na bazę The Forest, jego system, i podrasowało graficznie.

To jest reklama:

Pozornie. Bo Green Hell w gustowny sposób wzięło stary koncept i stworzyło survival horror z prawdziwego zdarzenia. Tu niebezpieczeństwo czyha na każdym kroku, każda decyzja może skończyć się tragicznie. I wbrew pozorom największym wyzwaniem dla gracza nie są przeciwnicy, lecz umiejętność utrzymania się przy życiu.

Green Hell
Green Hell

Nie brzmi to jak coś specjalnego: w końcu każdy istniejący survival horror zmusza nas do dbania o głód i nawodnienie, energię i zdrowie. Samo rozszerzenie tego pierwszego o poszczególne składniki odżywcze już zmusza gracza do zróżnicowania diety - przy czym puszcza skąpo szafuje swoimi zbiorami. Decyzja o tym, co zjeść i w jakiej formie może albo dodać energii, albo przyprawić nas o zatrucie pokarmowe, które w większości przypadków oznacza ciężkie osłabienie - a w następstwie i śmierć.

Przede wszystkim jednak, po raz pierwszy odkąd pamiętam, dostaliśmy survival, który polega na przetrwaniu - a nie zarządzaniu zasobami.

Przez Green Hell nie idzie się jak przez większość podobnych gier: maniakalne zbieranie wszystkiego, co leży pod ręką, w biegu szukając najlepszej miejscówki na bazę. To nie od tego, co wypełnia nam plecak, zależy, jak długo uda nam się nie zginąć w dziczy, ale od tego, co znajduje się dookoła - i czy potrafimy sobie z tym poradzić, a większe schronienie i jaśniejsze ognisko tylko przykuwają niepotrzebną uwagę wrogów.

Green Hell

Poza oczywistymi zagrożeniami ze strony drapieżników i dzikich plemion czeka na nas mnóstwo innych, równie groźnych niebezpieczeństw. Trujące rośliny, jadowite stworzenia ledwie widoczne w trawie, piranie, biegunka, bezsenność i zmęczenie - nawet zadrapanie prowadzi do infekcji. Nie wolno nam zaniedbać niczego - regularnie szukając na skórze ran i pijawek staramy się raczej unikać ryzyka, niż się z nim mierzyć. A to wszystko doprawione stanem psychicznym, wrażliwym na przesadny dyskomfort i niski stan zdrowia.

Green Hell wymaga więcej niż tylko wiedzy o tym, co czeka na nas w puszczy. Przedmioty i zdobycze nie leżą na widoku świecąc neonowo na tle innych tekstur. Idąc na oślep przez gąszcz błagamy o prędką i bolesną śmierć. W każdej chwili potrzebujemy naszych zmysłów: po dżungli poruszamy się z pomocą oczu i uszu, a nie mini-mapy. Tylko tak ominiemy panterę, odróżnimy syk grzechotnika od schowanej w trawie tarantuli, znajdziemy wodospad, dziki ul czy namierzymy stado pekari. Światło gra znaczącą rolę - z zapadnięciem zmroku przemierzanie puszczy choćby w celu polowania czy zaczerpnięcia wody z rzeki staje się niemal zbyt ryzykowne, a naszą postać, choć wytrzymałą, wciąż ograniczają wyłącznie ludzkie zdolności.

Nie spotkałam się wcześniej z survivalem, gdzie tak istotnym dla przetrwania gracza jest nacisk na jego własne zmysły. To gracz rozpozna między pozornie identycznymi krzakami użyteczną roślinę - bo te znajdując się w zasięgu ręki nie świecą podpisami; namierzy mrowisko czy muchy nad padliną, nauczy się, gdzie szukać orzechów, czy- o mój Boże, czy to między pniakami to żółw?

Green Hell
Green Hell

I być może to właśnie tego - tak niewiele trzeba było, by nadać survivalom wrażenia walki o tytułowe przetrwanie z prawdziwego zdarzenia.

Pod względem fabuły Green Hell jest wciąż w produkcji; do tego niektóre elementy UI wciąż nadają się do podrasowania - jak na przykład irytująca mechanika zakładania zbroi czy zamykanie się okna tworzenia przedmiotów utrudniające masową produkcję - a gra, jak to gra we wczesnym dostępie, wciąż potyka się o drobne bugi. Niemniej jednak deweloperzy z Creepy Jar zawarli w niej to, czym survivale z poprzedniej generacji mogłyby być - i zrobili to lepiej.

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości