Polski
Gamereactor
recenzje
Jump Force

Jump Force

Skok na główkę prosto w piekło.

HQ
Jump Force

Długo zastanawiałam się nad wstępem do tej recenzji - w lipcu 2018 roku japońskiemu magazynowi Shonen Jump stuknęła pięćdziesiątka. To ważna rocznica dla fanów popkultury na całym globie, a także dla Spike Chunsoft i Bandai Namco, które postanowiły połączyć siły i stworzyć z tej okazji wyjątkową grę, gigantyczny mash-up dziesiątek najbardziej znanych postaci z mang typu shonen, które swoje pierwsze kroki stawiały właśnie w Jumpie. Niestety, Jump Force nie zasługuje, by silić się przy nim na wyniosłe wstępy, skoro sam wszystkim fanom bezlitośnie dał w twarz.

Początek zaczyna się niewinnie - zostajemy przywitani niezbyt urokliwą scenką i chaosem pola bitwy. Giniemy jako zwykły człowiek, a jedynym sposobem, by zapobiec permanentnej śmierci, jest wskrzeszenie nas w postaci bohatera. Ot, taki banał, przy którym już można zacząć obawiać się przynajmniej o jakość wizualną produkcji, ale nie na tyle istotny, by zniszczyć cały odbiór gry na tym etapie. Przechodzimy zatem do całkiem zręcznego kreatora postaci, który daje radę - gdyby tak dodać do niego jeszcze więcej opcji personalizacji, spokojnie mógłby posłużyć jako osobna gra typu „stwórz swoją postać z anime". Tak czy siak, możliwości jest naprawdę sporo. Choć wybieramy wyłącznie spośród włosów, oczu i znaków szczególnych popularnych charakterów, w ostateczności prezentuje się to bardzo zgrabnie i ciekawie, w niczym nie przypominając taniej mieszanki. Każdy jest w stanie ulepić tu swojego idealnego bohatera, a nawet jeśli jednak w trakcie rozgrywki stwierdzi, że coś mu nie pasuje, nic nie stoi na przeszkodzie, by stworzył kolejnego - poziom postaci oraz wszelkie wykupione umiejętności pozostają w wirtualnym sejfie.

Jump Force
To jest reklama:

Niestety, to jeden z nielicznych momentów, podczas których Jump Force potrafi bawić i wzbudzać zainteresowanie. Trudno uwierzyć, że to właśnie ta gra miała uczcić pięćdziesięciolecie Shonen Jumpa. Często nie mogłam wręcz oprzeć się wrażeniu, że Spike Chunsoft zapragnęło stworzyć po prostu kolejną bijatykę i marketingowo ugryzło to w ten sposób, żerując na rocznicy popularnego magazynu i licząc po cichu, że może się uda.

Nie udało się. Styl artystyczny, choć na pierwszych zwiastunach i grafikach promocyjnych prezentował się fenomenalnie, okazał się jednym z większych mankamentów produkcji. Tekstury wręcz błagają, krzyczą niczym zagubione dusze w czeluściach piekieł: „Daaaaajcie nam wyższą rozdzielczość"... Głowa Goku przypomina czarną piłkę z doklejonymi pasmami włosów. Trunks ma gorzej - wygląda jakby ktoś całą głowę dokleił mu do torsu. Kilka kluczowych postaci prezentuje się znośnie, ale reszta nie pasuje do tej mieszanki realizmu z komiksowością. Jest brzydko, momentami wręcz przerażająco, zwłaszcza w przypadku wyłupiastych oczu Luffy'ego, a i na Kenshina też nie patrzy się zbyt dobrze. Koniec końców, mieszanka kilkunastu, o ile nie kilkudziesięciu różnych kresek nie mogła się sprawdzić i narobiła marasu.

Jump Force
Jump Force
To jest reklama:

Poza teksturami o pomstę do nieba wołają także animacje. W trybie fabularnym wszystkie postacie stoją jak kołki, często nawet nie mrugają, nikt nie zsynchronizował ich ruchu ust z wypowiadanymi kwestiami. Podczas wykonywania wszelkich misji głównych zablokowano możliwość robienia zrzutów ekranu - nie lubię być złośliwa, ale, niech mnie, palce mnie aż świerzbią, by napisać, że twórcy wcale nie chcieli zapobiec spoilerom. Wydaje się wręcz, że po prostu wstydzili się, że to wszystko wygląda tak paskudnie.

Gra oferuje za to niezwykle bogaty roster postaci (aż czterdzieści!). Większość z nich musimy sami rekrutować do tytułowej organizacji. Tu znowuż szkopuł tkwi w tym, iż jest to na tyle monotonne, powtarzalne i naiwne, że zastanawia mnie, ilu graczy zdoła dobrnąć do końca, jeśli kilkadziesiąt razy będą zmuszeni do powtórzenia tego samego schematu. Podczas questów głównych postacie swoją nieruchomo i niemo (gra nie jest w pełni udźwiękowiona). Pojawia się ekran ładowania, ponownie głucha rozmowa: „Dzięki, że mi pomogliście". Ekran ładowania. „Jeszcze raz dziękuję za ratunek, chętnie się do was przyłączę i wspomogę was w walce przeciw siłom zła". Ekran ładowania. Nawet jeśli opisywane wady techniczne nie odstraszą Was od produkcji, polecałabym wstrzymanie się z zakupem do czasu wypuszczenia aktualizacji, która zmieni częstotliwość oraz czas loadingów, ponieważ na ten moment występują one absolutnie wszędzie: przy wejściu do sklepu, wyjściu ze sklepu, podczas wyszukiwania misji, po znalezieniu misji, również po wykonaniu misji, nierzadko w trakcie misji. Nie, nie przesadziłam stwierdzając „wszędzie". I wcale nie są krótkie.

Jump Force
Jump Force

I tak przez całą grę, tak właśnie prezentuje się fabuła - jeżeli zatem oczekujecie od nietaniej przecież bijatyki choć trochę zawartości dla pojedynczego gracza, Jump Force nie jest dla Was. A można było ugryźć to tak pięknie, jak chociażby w Kingdom Hearts III - podróżowalibyśmy do różnych światów, walczyli z potężnym bossem, bawili scenkami QTE rodem z serii Naruto: Ultimate Ninja Storm. Nie trzeba by tu pisać nawet istotnego scenariusza, tylko przenieść do gry sceny prosto z anime. Zbyt dużo oczekuję, to tylko bijatyka? Być może, a jednak to pięćdziesięciolecie magazynu, który dał początek takim hitom, jak Dragon Ball czy Naruto. To wstyd, że twórcy Jump Force nie pokusili się o coś ambitniejszego.

Jump Force

A jeśli już miało to wyglądać w ten sposób, to ta gra nie powinna była w ogóle mieć trybu fabularnego, który mija się tu z celem: samo bieganie po swego rodzaju HUB-ie zajmuje niepotrzebnie wiele czasu, a opcji jest w nim tak niewiele (sklep, stoisko z nagrodami, bitwy offline, bitwy online, misje), że to wszystko spokojnie mogłoby zmieścić się w zwykłym menu. Tu nawet sklepy nie zostały dobrze zaprojektowane - wszelkie ubrania, akcesoria i umiejętności kosztują fortunę, a nie możemy ich przed zakupem przymierzyć, zobaczyć, jak wyglądają czy jak działają. Tym sposobem często wydajemy ciężko uciułane pieniądze na przeróżne paskudztwa, które na miniaturce prezentowały się niezgorzej.

To, że Jump Force nie było gotowe na premierę i zostało stworzone w pośpiechu, jest oczywistością. Świadczy o tym chociażby fakt, że w grze znalazł się Boruto, a Naruto (i reszta jego ziomków) jest nastolatkiem, podczas gdy już Goku, Vegeta czy Trunks są dorośli. Ci drudzy co rusz prowadzą rodzinne rozmowy, natomiast Naruto i Boruto nie spotykają się w ogóle, interakcje między nimi nie istnieją - bo nie mają prawa w takim przedziale czasowym, a deweloperzy w istocie nie wiedzieli, jak to fabularnie przedstawić. Ponownie, Jump Force aż prosi się o dobry, pełnoprawny wątek fabularny, który połączyłby to wszystko w zgrabną całość, bo dialogi nawiązujące się między niektórymi postaciami (zwłaszcza gdy pojawia się Light z Notatnika Śmierci!) często potrafią zaintrygować, rozczulić, a nawet wzruszyć, nawet jeśli niedługo później skutecznie i regularnie odrzucają.

Jump Force
Jump Force

Co zatem sprawiło, że nie odłożyłam tej gry i nie odinstalowałam z dysku po przygotowaniu wszystkiego do recenzji? System walki. Najistotniejsza, mimo wszystko, rzecz w bijatykach. Jedyny powód, dla którego nie jest to zła gra i produkt niewarty uwagi. Bitwy w Jump Force zachwycają nawet po wielu godzinach - liczba grywalnych postaci zdumiewa, a każda z nich posiada zupełnie inne umiejętności. Rozgrywka jest zoptymalizowana, nie zacina się, a same walki są szalenie dynamiczne i efektowne, ale przy tym czytelne, wyjęte wprost z anime. Własnemu awatarowi możemy dokładać wykupione umiejętności każdego z bohaterów, że tak przytoczę moje ulubione banały: Kamehameha czy Rasengan. Sam awatar natomiast walczy na podstawie jednej z trzech szkół, którą wybieramy na samym początku: szkoły Naruto, Goku lub Luffy'ego.

Tu prawie wszystko jest na swoim miejscu - klawisze przypisano intuicyjnie, bitwy są wymagające i nie polegają na wściekłym „mashowaniu" jednego przycisku, nierzadko należy również przyjąć odpowiednią taktykę defensywną, bazując na kontrach. Przydałoby się na pewno nieco więcej różnic między postaciami - poza minimalnymi trudnościami (przykładowo, Jotaro z serii JoJo jest bardziej techniczny, a Zoro z One Piece używa wyłącznie ataków krótkodystansowych) każdym bohaterem gra się niemal identycznie, każdym jesteśmy w stanie sterować bez większych problemów, niezależnie od tego, czy preferujemy wolne i silne czy też zwinne, ale nieco słabsze postacie. Granice w Jump Force są pod tym względem bardzo zatarte.

Jump Force

Jeśli zatem w bijatykach interesuje Was wyłącznie podstawowy rdzeń rozgrywki - system walki i możliwość zabawy z przyjaciółmi na kanapie czy w sieci - do oceny końcowej możecie spokojnie dodać sobie dwa, ba, nawet trzy oczka. Moment walk w Jump Force to moment niezwykły, potrafiący sprawić, że zapominamy o całej reszcie wstrętnych baboli.

Cóż rzec. To przykre, że jedna z najbardziej oczekiwanych przeze mnie gier tego roku okazała się takim niewypałem, ale niejedno rozczarowanie jeszcze na mnie czeka i też niejedno pozytywne zaskoczenie, więc nie ubolewam szczególnie wyjątkowo, ale żałuję, ponieważ Jump Force miało szansę być czymś naprawdę niezwykłym. Oczekiwałam po nim większej „filmowości", niczym we wspomnianym Naruto: Ultimate Ninja Storm , które dla mnie nadal jest królem gatunku - nie z uwagi na wybitny system walki, lecz dlatego, że wszystko w Naruciaku było kompletne, każdy element tam pasował, a sama gra oferowała też znacznie więcej niż same starcia, w tym kilka elementów RPG, ponadto niejeden fan mangi stwierdzał, że w growej serii sceny fabularne zostały wyreżyserowane lepiej niż w serialu animowanym. Na to wszystko liczyłam w Jump Force. Oczekiwałam projektu dużego i ambitnego, tymczasem otrzymałam produkt niedokończony, brzydki i przerażająco przeciętny.

05 Gamereactor Polska
5 / 10
+
To jedna z najlepszych bijatyk anime dostępnych na rynku, jeśli weźmiemy pod uwagę tylko system walki; możliwości w kreowaniu własnego awatara.
-
Paskudna grafika; sztywne animacje; fatalny tryb fabularny; wszechobecne ekrany ładowania; niedopracowane szczegóły; optymalizacja poza walkami.
overall score
to ocena naszych redaktorów. Jaka jest Twoja? Wynik ogólny jest średnią wyników redakcji każdego kraju

Powiązane teksty

0
Jump Force wycofane ze sprzedaży

Jump Force wycofane ze sprzedaży

WIADOMOŚĆ. Przez Jonas Mäki

Jeśli lubisz mangę, na pewno słyszałeś o Weekly Shōnen Jump, japońskim magazynie, który był domem dla absurdalnej ilości klasycznych komiksów, takich jak Dragon Ball,...



Wczytywanie następnej zawartości