Polski
Gamereactor
recenzje
LUNA The Shadow Dust

LUNA The Shadow Dust

Niczym szklana ozdoba na półce - piękna, choć całkowicie niepotrzebna.

LUNA The Shadow Dust

Na pewno macie w swoich domach wiele pamiątek czy ozdób, które w ciągu mijających lat z większą lub mniejszą regularnością skrupulatnie zbieraliście, by stały się nieodzowną częścią półki w salonie lub innym pomieszczeniu. I gdy tak przynosicie do domu kolejne, niemal identyczne figurki ze sklepu "wszystko po cztery złote", ktoś z rodziny czy gości pyta się, po co Wam kolejna ta sama rzecz. No właśnie, po co? Nieważne, jak piękna byłaby dana popierdółka, to dalej będzie tylko małą, pustą w środku popierdółką, która absolutnie nic nie wniesie do czyjegokolwiek życia.

Być może na wyrost snuję tę jakże mało subtelną metaforę i porównuję "Lunę" do nic nieznaczącej popierdółki, ale dosłownie przed chwilą ją skończyłem - całość zajęła mi raptem trzy godziny - i nie czuję nic, tak po prostu. Jakby gra wleciała mi jednym uchem, a drugim sobie gładko wyleciała, nie zostawiając po sobie żadnego zapadającego w pamięć szczegółu. Jakby wszystko było snem, który tuż po przebudzeniu próbuje się zapamiętać, jednak z każdą mijającą minutą wymyka się nam i już po chwili nie pamiętamy, jak się znaleźliśmy w danej sytuacji i co dokładnie w niej robiliśmy. Trzeba jednak oddać deweloperom, że gdy sen trwał, to był on wyjątkowo przyjemny; pełen estetycznych uniesień, w których i ścieżka dźwiękowa, i przepiękne grafiki budziły zachwyt, a z każdą kolejną lokacją byłem karmiony coraz to bardziej malowniczymi widokami.

LUNA The Shadow Dust
To jest reklama:

W samej grze śledzimy losy młodego człowieka (niestety, na podstawie wyglądu nie byłem w stanie określić płci, co rzecz jasna nie jest wadą, lecz zwykłym spostrzeżeniem; możecie napisać w komentarzu, czy jest to Waszym zdaniem chłopiec czy dziewczynka), który z jakiegoś powodu zostaje zepchnięty z gigantycznej wieży. Naszym zadaniem jest (zgadliście) ponowne dostanie się na sam szczyt i odkrycie, co tak naprawdę się stało oraz kim w ogóle jest nasz bohater, bowiem podczas upadku doznał amnezji. W tym zadaniu pomoże nam mały, totalnie przesłodki kotek-grubasek, który dzięki swoim niewielkim rozmiarom może z łatwością dostawać się w trudno dostępne miejsca. Oczywiście w trakcie wspinaczki bohaterowie będą rozdzielani przez siły zła, które swoim złowrogim cieniem spowiły cały świat. Słowem: standardowa przygodówka oparta o rozwiązywanie zagadek środowiskowych, w której istotne jest przełączanie się pomiędzy dwójką bohaterów.

Łamigłówki nie są specjalnie skomplikowane i wystarczy odrobina cierpliwości, by wpaść na właściwą kombinację czy odnaleźć zagubiony przedmiot, choć w jednej z początkowych lokacji natrafiłem na błąd. Teoretycznie robiłem wszystko tak, jak powinienem, ale rozwiązanie nie chciało się załadować. Na szczęście pomógł restart i później nie spotkało mnie już nic podobnego.

LUNA The Shadow Dust

Coś, czego zdecydowanie było za mało, to zagadki oparte na zabawie światłem i cieniem. Jedną z umiejętności naszego koteczka (oprócz tego, że jego urocze spojrzenie potrafi rozpuścić nawet największą zmarzlinę; to też trzeba umieć, nie każdy tak potrafi) jest możliwość swobodnego poruszania się pomiędzy światem cieni a tym materialnym. Od razu kojarzy się to z puzzle platformerem Iris.Fall, jednak w "Lunie" było to wykorzystane raptem kilka razy i czułem niedosyt, zwłaszcza że akurat te łamigłówki były jedną z ciekawszych części całej gry.

To jest reklama:

Inna sprawa, że rozwiązania wielu przeszkód widziało się praktycznie od razu, a część zagadek była po prostu bez sensu i została dodana tylko jako przysłowiowe puste kalorie. No fajnie, rozwiązałem je sobie, ale nie były ani szczególnie potrzebne, ani tym bardziej nie uczyły nowych mechanik, które potem mógłbym wykorzystać. Było to szczególnie widoczne podczas ucieczki ze zniszczonego księżyca, gdzie wystarczyło zmienić kolor trzech kryształów rozrzuconych po kolejnych fragmentach zniszczonego satelity. Po co to zostało dodane? Nie mam pojęcia. Już prościej byłoby wrzucić to wszystko w jakąś cutscenkę, których - biorąc pod uwagę skalę projektu - jest zaskakująco dużo.

LUNA The Shadow Dust

Przerywniki - podobnie jak cała gra - są oczywiście ręcznie rysowane i zostały zrealizowane po mistrzowsku, jednak twórcy zbyt często wykorzystują je do łopatologicznego wykładania fabuły gry, która miejscami bywa infantylna czy mało angażująca. Okej, może nie byłby to zbyt duży problem w innych grach, ale w puzzle platformerach wykorzystuje się chociażby otoczenie, które w pewien sposób stanowi substytut dialogów czy tego tradycyjnego opowiadania historii. Ta w "Lunie" prezentowana jest bez słów, ale natłok przerywników filmowych (zwłaszcza w końcowym etapie gry) był po prostu męczący i zaburzał strukturę tej niedługiej produkcji.

Nie zrozumcie mnie źle, nie mam nic przeciwko grom, których jedyną lub jedną z niewielu zalet jest artyzm. Do dziś ciepło wspominam GRIS, które kulało pod względem rozgrywki, ale to, jak genialnie ścieżka dźwiękowa autorstwa Berlinist, udźwiękowienie i zjawiskowa wręcz oprawa graficzna oddziaływały na gracza, było czymś doskonałym. Nawet zabawę perspektywą i kadrowanie zrealizowano tam wspaniale. A w LUNA The Shadow Dust nie ma nic oprócz tej bajkowej oprawy audiowizualnej. No pewnie, że wygląda i brzmi to pięknie, ale to zdecydowanie za mało.

06 Gamereactor Polska
6 / 10
+
Przepiękna, ręcznie rysowana grafika; słodki kotek-grubasek.
-
Niezbyt pomysłowe zagadki; gra jest ładna z wierzchu i jednocześnie pusta w środku - nie ma w niej nic prócz oprawy graficznej.
overall score
to ocena naszych redaktorów. Jaka jest Twoja? Wynik ogólny jest średnią wyników redakcji każdego kraju

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości