Polski
Gamereactor
recenzje
My Brother Rabbit

My Brother Rabbit

Faceci też płaczą.

My Brother Rabbit

Nie sposób zacząć tego tekstu inaczej, niż parafrazując fragment „Ferdydurke" Gombrowicza: „My Brother Rabbit wielką grą jest". Jednak w przeciwieństwie do książkowego odpowiednika, ja nie chcę, byście uwierzyli mi na słowo. Pozwólcie, że udowodnię Wam na przykładach prawdziwość powyższego stwierdzenia.

My Brother Rabbit to dzieło jednego z najbardziej znanych na świecie studiów zrzeszających twórców gier przygodowych. Założone w 2006 roku przez Tomasza Grudzińskiego Artifex Mundi początkowo zatrudniało tylko kilka osób, by obecnie móc pochwalić się ponad setką pracowników. Od niemal samego początku skupiali się na tworzeniu gier typu HOPA (Hidden Object Puzzle Adventure), co przełożyło się na dziesiątki wydanych produkcji przygodowych. Jako osoba, która połamała zęby na ich kolejnych grach, nie spodziewałem się zbyt wiele po tej produkcji. Sądziłem, że zmieni się miejsce akcji, a wszystko inne pozostanie wciąż takie samo. Z radością donoszę Wam, że się myliłem i ta niepozorna produkcja wywarła na mnie naprawdę dobre wrażenie.

My Brother Rabbit
To jest reklama:

Fabuła My Brother Rabbit pozornie nie jest zbyt skomplikowana. Mały chłopiec nie potrafi poradzić sobie z chorobą siostry, więc wymyśla historię o króliku, który musi pomóc swojej chorej przyjaciółce. Tym samym zabiera ją w wielką podróż. Ten teoretycznie prosty scenariusz potrafi zdziałać więcej niż niejeden znacznie bardziej zawiły. Tytułowy królik nie wypowiada żadnego słowa przez całą grę (przerywniki filmowe również są pozbawione dialogów). Nie przeszkadza mu to w komunikacji z innymi postaciami. W trakcie dialogów nasz bohater w dymkach pokazuje, o co dokładnie mu chodzi. Przykładowo, podchodząc do maszyny bąbelkowej widzimy, że nasz bohater, by polecieć, musi zebrać odpowiednią ilość mydła.

Zresztą, wszystkie zagadki są tu zbudowane w podobny sposób. My Brother Rabbit przywodzi mi na myśl stare gry z Różową Panterą. Gra składa się z dwóch czynności, które wykonujemy naprzemiennie. Najpierw odkrywamy kolejne miejsca, w których możemy coś zrobić, na przykład wspomnianą wcześniej maszynę z bąbelkami. W każdym z czterech pierwszych etapów znajdziemy przynajmniej kilka takich miejsc (piąty, finałowy poziom jest nieco inny niż poprzednie, ale pozwolę sobie nie zdradzać jego tajemnic, by nie psuć Wam niespodzianki). Po kliknięciu w takowe zostajemy poinformowani o rzeczach, jakie musimy znaleźć, by móc użyć takiego przedmiotu. W naszym przykładzie są to kostki mydła, które tworzą śliczne bańki mydlane. By je znaleźć, musimy wykazać się niemal sokolim wzrokiem. Niektóre widać od razu, inne są dobrze poukrywane w zakątkach planszy i ekran Nintendo Switch nagle zaczyna wydawać się zbyt mały. W kilku miejscach musiałem zdać się na najstarszą przygodówkową metodę „klikaj wszędzie, a coś znajdziesz". Oczywiście starzy wyjadacze pewnie nie będą mieć takiego problemu, podobnie jak młodsi gracze, którzy będą bawić się wraz z rodzicami. Od czasu do czasu zajmujemy się też rozwiązywaniem prostych zagadek logicznych. Te są dość łatwe, ale przy kilku spędziłem więcej czasu, niż początkowo sądziłem.

My Brother Rabbit

Scenariuszowi nie można odmówić też jednego: potrafi wzbudzać wielkie emocje przy pomocy prostych obrazów. Początkowo mało interesowałem się tym, co dzieje się w realnym świecie. Ot, kolejne chore dziecko, którego trochę szkoda, ale widziałem już w filmach tysiące podobnych. Po kilkunastu minutach nagle zacząłem przejmować się jego losem. Niecierpliwie czekałem na kolejne przerywniki filmowe, by dowiedzieć się, co się z nim dzieje. Nie mówcie nikomu, ale uroniłem kilka łez po ostatnim filmiku.

To jest reklama:

We wczuciu się w historię znacząco pomaga rewelacyjna oprawa graficzna. Od dawna gram w gry indie i pomijając moje ulubione pixelartowe produkcje, to jest najładniejsza gra, z jaką miałem do czynienia. Każda plansza, postacie i elementy tła są dopracowane, kolorowe i urocze. Spójrzcie na obrazki dołączone do tekstu i powiedzcie, że to brzydka gra. Nawet gracze nie lubiący takiego stylu graficznego muszą przyznać, że graficy z Artifex Mundi zasłużyli na dużą premię. Całość jest niesamowicie surrealistyczna, ale autorzy zadbali o to, by nawet najmłodsi gracze byli zaintrygowani tym, co widzą, zamiast bać się stworów na ekranie. Dzielnie starają się dorównać im specjaliści od muzyki, ale ich praca, choć równie ważna, nie ma szans z oprawą graficzną.

My Brother Rabbit

Czy znalazłem jakieś wady w My Brother Rabbit? Raczej nie. Jedyne, do czego mógłbym się przyczepić, to czasem zbyt dobrze ukryte rzeczy do znalezienia i brak polskiej wersji językowej w wersji na Nintendo Switch.

My Brother Rabbit to dobra gra przygodowa, która choć nie powala długością rozgrywki, to dostarcza olbrzymią dawkę emocji. Jeśli lubicie gry przygodowe, to kupujcie w ciemno, zwłaszcza jeśli chcecie pograć z młodszym rodzeństwem.

09 Gamereactor Polska
9 / 10
+
Ładna, kolorowa grafika, przyjemna rozgrywka, wciągający scenariusz.
-
Czasem trudno znaleźć niektóre przedmioty na planszy.
overall score
to ocena naszych redaktorów. Jaka jest Twoja? Wynik ogólny jest średnią wyników redakcji każdego kraju

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości