Polski
Gamereactor
recenzje
Zombie Army 4: Dead War

Zombie Army 4: Dead War

Strzelania do zombie nigdy dosyć.

HQ
Zombie Army 4: Dead War

Lata temu niejaki Sam B. z Dead Island nawijał: „I got a zombie army and you can't harm me", a ja zagrywałem się w dzieło studia Techland, ponieważ szlachtowanie nieumarłych lubię w grach jak mało co. Mimo tego zamiłowania w Zombie Army Trilogy nie było mi dane zagrać, choć tytuł pojawił się pięć lat temu i zebrał całkiem pozytywne opinie. Spin-off serii Sniper Elite od Rebellionu doczekał się po latach sequela w postaci Zombie Army 4, a ja miałem przyjemność spędzić ostatnich kilka dni na jego ogrywaniu.

Napisałem „przyjemność", ponieważ autentycznie bawiłem się przednio. Intro w szybki sposób zaznajomiło mnie z sytuacją, jaka ma miejsce w świecie gry. Znany skądinąd Adolf Hitler sięga po drastyczne środki i z pomocą okultyzmu sprawia, że z grobów powstają umarli i jako jego armia pustoszą świat, siejąc śmierć i zniszczenie. Ludzkość jednak dzielnie stawia czoła hordzie umarlaków i ostatecznie udaje im się strącić samego Hitlera do czeluści piekielnych. Jak się jednak okazało, było to zbyt mało, by zażegnać kryzys. Wskakujemy więc w buty jednej z czterech dostępnych postaci i po dobraniu odpowiadającego nam zestawu broni ruszamy w drogę, by przerzedzić szeregi wroga.

Zombie Army 4: Dead War
To jest reklama:

Dostępny arsenał nie jest zbyt pokaźny, ale niewątpliwie odpowiada w dużej mierze realiom, w jakich rozgrywa się historia przedstawiona w grze. Znawcy historii, a w szczególności okresu II wojny światowej, bez problemu odnajdą się w tym wszystkim i chyba nie skłamię mówiąc, że lekkie nagięcie prawdy w postaci elektrycznych modów czy innego tałatajstwa nie zaburzy zbytnio ich przywiązania do szczegółowego oddania realiów z 1945 roku. Bo pamiętać trzeba, że Zombie Army 4 do zbyt poważnych tytułów nie należy. Wszystko zostało tutaj potraktowane z odpowiednim dystansem, a czarny humor wylewa się z ekranu wręcz hektolitrami. Zapomnijcie więc o przytłaczającym nastroju, jaki nieodłącznie kojarzy się z wojną. Tu przede wszystkim liczy się szybka akcja i tony wypluwanego ołowiu w celu podziurawienia przegniłego mięsa oponentów. Nieodzowne okaże się także grzebanie w dostępnych perkach oraz samo ulepszanie broni wraz ze zdobywanymi punktami ulepszeń oraz stale podnoszącą się rangą (poziom doświadczenia).

Kampania oferuje cały szereg misji, które podzielone zostały na rozdziały. W gruncie rzeczy szkielet gry można opisać na zasadzie „dostań się z punktu A do punktu B", ale nie jest to w żadnym przypadku wada. Przebijanie się od jednego safehouse'u do kolejnego ma swój urok i jeżeli tylko ktoś zaakceptuje taką konwencję, to będzie się świetnie bawił aż do ujrzenia napisów końcowych, co powinno zająć nie mniej niż dobrych dziesięć godzin. Najmocniejszym punktem jest tutaj zróżnicowanie miejscówek. Twórcy przyłożyli się do zadania i daję słowo, że każda kolejna lokacja oferuje odrębne wrażenia wizualne. Kampanię można rozegrać zarówno solo, jak i w towarzystwie jednego, dwóch lub trzech innych graczy. Gra, oprócz poziomu trudności, pozwala również na dobranie liczby umarlaków w odniesieniu do tego, z ilu graczy składać się będzie nasza ekipa. Nic nie stoi również na przeszkodzie, by dwóch graczy wybrało sobie pakiet dla czterech - o ile tylko gotowi będą na to, że nierzadko będą wręcz zasypywani zombiakami żądnymi ich krwi.

Zombie Army 4: Dead War

Kampania to nie wszystko, co przygotowali deweloperzy. Chętni mogą sobie urozmaicić grę sięgając do eventów, które cyklicznie się zmieniają. Każdorazowo stawiają one pewne wymogi (np. określona ilość amunicji), a w zamian oferują w nagrodę punkty doświadczenia oraz elementy kosmetyczne. Prawdziwą gratką jest obecność trybu Horde, który znamy doskonale chociażby z Gears of War. Podobnie jak w kampanii, możemy go rozgrywać solo lub w towarzystwie. Następujące po sobie fale stają się coraz trudniejsze, a my przedzieramy się do kolejnych punktów, w których się bronimy. Po dwunastu falach możemy zaprzestać i posiłkować się ucieczką. Wytrwali mogą jednak zostać i tłuc się do oporu.

To jest reklama:

Istotnym elementem mechaniki pozostaje kwestia combosów. Otóż wraz z zabijaniem kolejnych wrogów podbijamy liczbę punktów oraz nasze combo. Im wyższe, tym więcej punktów wpadnie na nasze konto. Dodatkowo premiowane są także zabójstwa z użyciem specjalnych umiejętności w postaci ciosów melee, natychmiastowej egzekucji (takedown) czy też strzałów w głowę. Po ukończeniu danego rozdziału widzimy pasek, który pokazuje zdobyte przez nas punkty. Te z kolei przekładają się na zdobywane rangi i można to wszystko porównać do zdobywania doświadczenia.

Zombie Army 4: Dead War

Z czystego recenzenckiego obowiązku nadmienię, iż technicznie trudno się przyczepić do Zombie Army 4. Można postawić na wydajność (sześćdziesiąt klatek na sekundę na PS4 Pro) lub też na jakość grafiki (więcej efektów, nieco lepiej prezentują się tekstury). Błędów nie napotkałem właściwie żadnych, a trzeba przyznać, że w dobie wszędobylskich łatek jest to nie lada zaleta, szczególnie w przypadku tytułów oferujących rozgrywkę online.

Zombie Army 4: Dead War mogę z czystym sumieniem polecić każdemu miłośnikowi shooterów oraz fanatykom strzelania do zombie. Będziecie dobrze bawić się zarówno samotnie, jak i z innymi graczami. Spróbować warto tym bardziej, że sama gra została naprawdę korzystnie wyceniona i można ją wyłapać w pudełku w okolicach stu sześćdziesięciu złotych. Bierzcie zatem i namawiajcie do gry znajomych, bo zabawa jest przednia i starczy na wiele długich wieczorów.

08 Gamereactor Polska
8 / 10
+
Długa kampania, dobra zarówno w singlu, jak i w co-opie; tryb Horde; wydarzenia; brak większych błędów.
-
Mimo wszystko skromny arsenał; tylko cztery postacie do wyboru; niezbyt zróżnicowani wrogowie.
overall score
to ocena naszych redaktorów. Jaka jest Twoja? Wynik ogólny jest średnią wyników redakcji każdego kraju

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości