Polski
Gamereactor
recenzje
Ghost of Tsushima

Ghost of Tsushima

Uhonorowanie generacji.

HQ
Ghost of Tsushima

Dla niektórych graczy i recenzentów pożegnaniem z generacją okazało się The Last of Us: Part II. U mnie wygląda to zgoła inaczej.

Był rok 2014, z wypiekami na twarzy wyruszyłem w nową przygodę, nie wiedząc, co kryje się za horyzontem. Ósmą generację konsol przywitałem trzecią odsłoną serii inFamous. Nieco ponad sześć lat później żegnam się z nią kolejnym dziełem studia Sucker Punch. Tym razem wspólnie z Jinem przemierzając feudalną Japonię, a dokładniej wyspę Cuszimę.

Dziedzictwo Kurosawy

Cofnijmy się na moment kilkanaście, a w zasadzie już kilkadziesiąt lat wstecz. Jest rok 1993, a dwunastoletni ja dzięki swojemu tacie poznaje po raz pierwszy filmy Akiry Kurosawy. Padło na Siedmiu Samurajów. Dla młodego wówczas umysłu przedstawiony świat był nie tyle atrakcyjny, co obcy, wręcz mistyczny. Później było już z górki, choć niekoniecznie droga była łatwiejsza. Straż Przyboczna, Ran, Tron we Krwi, a nawet nagrane już po śmierci mistrza Ame agaru zdefiniowały w dużej części mój światopogląd i postrzeganie wielu aspektów życia. Wartości, które wyniosłem z filmów Kurosawy, towarzyszą mi każdego dnia i czynią mnie tym, kim jestem.

To jest reklama:
Ghost of Tsushima
Czasami po prostu pędziłem przed siebie.
Ghost of Tsushima
Ronin czy jeszcze samuraj?

Przez długie lata marzyłem o grze, która pozwoliłaby mi chociaż musnąć niesamowity nastrój dzieł Kurosawy. Pierwsze zapowiedzi nowego dzieła Sucker Punch nastrajały mnie bardziej niż pozytywnie, jednak nawet wtedy nie mogłem przewidzieć tego, co mnie spotka. A spotkała mnie najpiękniejsza w historii gier wideo piaskownica. I nie, nie mam na myśli samej grafiki czy pieczołowitości wykonania modeli (te niuanse pozostawiam większym i bardziej doświadczonym deweloperom), chodzi mi o styl artystyczny Ghost of Tsushima, który już od pierwszej sekundy sprawia, że człowiek zanurza się w wykreowanym świecie. Cuszima bije w oczy swoim pięknem i każdy jej fragment, czy to bambusowy las, pola kwiatowe, czy obsypane złocistymi liśćmi świątynie, zapierają dech w piersi. Twórcy dołożyli wszelkich starań, by japońska wyspa zachwycała każdym swoim aspektem. Przyznaję, że już od lat nie widziałem w grach z otwartym światem czegoś równie pięknego. Co prawda w tytułach pokroju Horizon: Zero Dawn autorzy mogli zaszaleć nieco bardziej, ale pamiętajmy, że w przypadku Ghost of Tsushima mówimy o prawdziwym, nie zaś fantastycznym świecie.

To jest reklama:

Choć nie da się ukryć, że ten jest mocno podkolorowany, by jeszcze bardziej działać na nasze zmysły. Pomimo braku elementów fantastycznych, w grze wyraźnie daje się odczuć pewnego rodzaju mistycyzm. Dla mieszkańców wyspy, w tym naszego bohatera, wierzenia stanowią nieodzowną część życia i niektóre aspekty gry celowo nacechowane są w taki sposób, byśmy jako gracze sami w nie uwierzyli. Na szczęście cały ten przepych wizualny i emocjonalny stworzony jest z poszanowaniem kultury i smakiem. Dzięki temu, o ile jesteśmy fanami Japonii i jej mitologii, chłoniemy niczym gąbka rzucane nam fragmenty opowieści.

Mógłbym długo rozpisywać się również nad przepiękną, oddziałującą na emocje ścieżką dźwiękową. Za całość odpowiada Shigeru Umebayashi, którego uwielbiam szczególnie po dziełach takich jak Cesarzowa, Dom latających sztyletów czy Spragnieni miłości. Przyznaję, że przy kilku kluczowych scenach dzięki niej zaszkliły mi się oczy. Odliczam godziny do premiery ścieżki dźwiękowej, bo czuję, że będzie mi towarzyszyć przez wiele miesięcy.

Ghost of Tsushima
Koń to nasz najwierniejszy towarzysz.
Ghost of Tsushima
Lisy wskażą drogę do ukrytych świątyń, warto więc je później... pogkłaskać.

Haiku krwią spisane

Ale skoro już przy opowieści jesteśmy, to nie oszukując nikogo, w wielu miejscach mamy tutaj do czynienia z klasyczną już piaskownicą. Tak naprawdę to, co najbardziej wyróżnia Tsushimę na tle konkurencji, to właśnie umiejscowienie akcji, a więc setting. Jednak na obronę gry należy również zaznaczyć, że nie uświadczymy w niej powtarzalnych misji pobocznych. Te przygotowane są pieczołowicie i nawet z pozoru najbardziej banalne opowiadają niewielkie, często smutne historie, nad którymi niejednokrotnie będziemy rozmyślać. Czas inwazji Mongołów nie należał siłą rzeczy do najweselszych, jednak kilkakrotnie miałem wrażenie, że twórcy boją się poruszać tych najtrudniejszych tematów. Tematów chociażby takich jak gwałt, który niejednokrotnie wisi w powietrzu, ale autorzy jakby celowo unikają nazywania go po imieniu. Nie wiem, czego jest to kwestią, być może studio bało się związanych z tym kontrowersji, aczkolwiek w moich oczach brutalniejsze, bardziej wiarygodne potraktowanie wojny uczyniłoby tytuł jeszcze atrakcyjniejszym.

Nie mówię przy tym, że gra robi to źle. Wręcz przeciwnie, jeśli zapomnimy o drobnych niuansach historycznych, przedstawiona opowieść jest naprawdę poważna i satysfakcjonująca. Tak naprawdę, choć wiem, że zabrzmi to dziwnie, Ghost of Tsushima to otwarta gra drogi, nie tylko Jina, ale również jego przyjaciół. Wszystkich razem oraz każdego z osobna. Wewnętrzna walka protagonisty pomiędzy tym, w co wierzy, a co musi zrobić, by ocalić swój lud, to główna siła napędowa fabuły, ale również napotykane, ważne dla nas postacie mają szereg misji, które wspaniale nakreślają ich charakter i niejednokrotnie kwestionują nasze poczynania, myślenie, a nawet światopogląd. Nie ma tu tak naprawdę czerni i bieli, przez całą rozgrywkę balansujemy na cienkiej linii szarości, a w większości przypadków nie ma prostych odpowiedzi ani rozwiązań. Fabuła to bardzo mocna strona gry, jednak mam świadomość, że będą się nią w pełni cieszyć głównie gracze interesujący się japońską kulturą.

Jeśli zaś chodzi o aktywności poboczne, tych jest kilka. Mniejsze są co prawda powtarzalne, jednak wyczyszczenie mapki jest na tyle szybkie i przyjemne, że nawet po odnalezieniu dwudziestej świątyni nie odczuwamy monotonii. Prawdopodobnie jest to również zasługą nietypowej jak na piaskownice narracji. O ile nie jest prawdą, że gra nie ma znaczników, o tyle faktycznie podsuwanie ich graczom jest tu bardzo subtelne. Zwracanie uwagi na środowisko jest kluczowe i już z daleka daje się zauważyć ważne dla gry lokacje. Czy to widniejący na horyzoncie dym, latające stada ptaków, czy lśniące drzewa - warto zwracać uwagę na wszystko. Ciekawym rozwiązaniem okazało się również przypisanie wiatru roli GPS-a; za pomocą jednego przycisku jesteśmy w stanie przywołać powiew wiatru, który poprowadzi nas w interesujące miejsce. Niesamowicie immersyjna sprawa. Swoją drogą, wykonując ruchy w określonym kierunku na touchpadzie możemy nawet zagrać na flecie czy strzepać krew z miecza. Dacie wiarę? Do szczęścia brakowało mi jedynie ściągania obuwia przed wejściem do domostw.

Ghost of Tsushima
Układanie haiku to jedna z ciekawszych aktywności.
Ghost of Tsushima
Przerwa po skończonym zadaniu.

Samuraj i Duch

Rozterki głównego bohatera wspaniale zostały również odwzorowane w samej mechanice rozwoju postaci. Początkowo, gdy walczymy zaledwie z kilkoma rodzajami przeciwników, zdawać się może, że walka nie ma w sobie za krzty taktyki. Paradoksalnie gameplay bardzo szybko uczy, że nie należy lekceważyć żadnego przeciwnika. Z biegiem czasu Jin uczy się nowych samurajskich postaw, z których każda służy do pokonywania innego rodzaju oponenta. Postawom wtóruje mnóstwo zdolności specjalnych oraz wachlarz dedykowanych broni. Tych ostatnich po zdobyciu używamy już do końca zabawy i jedynie usprawniamy za zgromadzone dobra, jednak istotniejsze jest to, że nie ma w tej materii rzeczy niepotrzebnych i każda ma swoje unikalne zastosowanie zależnie od sytuacji, w której przyjdzie nam się znaleźć.

Twórcy bardzo reklamowali kwestię wyboru rozgrywki i tu faktycznie trzeba przyznać, że większość potyczek oraz misji daje się ukończyć na wiele sposobów. Złośliwi powiadali po zwiastunach, że Ghost of Tsushima to długo oczekiwany Assassin's Creed w Japonii. Przyznam, że jest w tym nieco racji, jednak posunąłbym się nawet dalej i powiedział, że to jeden z najlepszych „Asasynów" w historii. Gdy tylko było to możliwe, rozwiązywałem problemy po cichu i dawało mi to niesamowite pokłady satysfakcji. Co najważniejsze, gra dostarcza odbiorcy jedynie zestaw narzędzi i pozwala mu na rozgrywkę, jaką sam uważa za stosowną. Nie lubicie się skradać? Proszę bardzo, dzięki płynnemu przechodzeniu pomiędzy postawami walki będziecie w stanie brać udział w otwartym konflikcie, a widząc grupkę wrogów możecie honorowo wyzwać ich na pojedynek.

Co prawda fabuła nieco definiuje bohatera, w końcu, jak nieraz pisałem, wszystko rozbija się o jego wewnętrzną przemianę, jednak gwarantuję, że możliwości jest naprawdę wiele. Spodobało mi się również realistyczne - no, w miarę - podejście do posiadanego ekwipunku. W grze nie da się taszczyć setek różnych broni, a przy najlepszych usprawnieniach posiadamy przykładowo cztery petardy czy osiem ognistych strzał. Trzeba więc dobrze gospodarować wyposażeniem.

Ghost of Tsushima
Drzewko umiejętności jest całkiem obszerne, dzieli się na trzy główne kategorie.
Ghost of Tsushima
Na horyzoncie widnieje dym, to zły znak.

Zwłaszcza że w czasie rozgrywki usprawniamy niemal wszystko i zwykle na coś brakuje nam środków. Oczywiście wykonując zadania poboczne dość szybko jesteśmy w stanie mieć całkiem dobrej jakości sprzęt, nadal jednak musimy się na niego napracować. Poza materiałami warto w czasie podróży rozglądać się za kolorowymi kwiatami, bo to właśnie dzięki nim Jin nabywa nowe elementy kosmetyczne w sklepie, a także za odpowiednią ilość zabarwia ubrania oraz bronie. Wszystko po to, by jeszcze bardziej spersonalizować naszego bohatera. Napomknę jeszcze tylko o szukaniu flag... Tak, po przygodach asasynów nie sądziłem, że znów przyjdzie mi ich szukać, ale, o dziwo, tu jest podobnie. Nie jest tak źle, jak myślałem, że będzie, a po odnalezieniu odpowiedniej liczby odblokowujemy nowe siodła dla konia, który to pełni w grze ważną rolę i bardzo szybko się doń przywiązujemy. Twórcy poszli nawet o krok dalej i pozwolili nam wybrać nie tylko umaszczenie, ale również imię wierzchowca z dostępnych propozycji. Dzięki takiemu zabiegowi, słysząc wypowiadane przez Jina imię, czujemy jeszcze większą więź z koniem.

Złamany miecz

Flagi to nie jedyne pochłaniacze czasu. W grze jest naprawdę co robić. Poza wykonywaniem zadań pobocznych oraz mitycznych czeka nas odbijanie fortów i nawet te lokacje bardzo się od siebie różnią i mają zwykle indywidualne wytyczne, a więc nie odbieramy ich jako kolejnych miejsc do odhaczenia. Będziemy również odnajdywać gorące źródła w celu zwiększenia paska zdrowia, czy też świątynie, które po modlitwach użyczą nam potężnych talizmanów. By nie szukać dalej, ciekawie prezentuje się również przecinanie mieczem bambusów, które stanowi samo w sobie mini-grę, oraz chyba moje ulubione tworzenie własnych haiku z udostępnionych na ekranie słów. Po napisaniu otrzymujemy stosowną nagrodę w postaci nowej opaski na głowę, na której widnieje treść naszego haiku. Rewelacja.

Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, w grze nieco przeszkadzała mi liczba zdobywanych ubrań i talizmanów. Przez całą rozgrywkę tych ostatnich użyłem zaledwie kilka, a i większość nakryć głowy czy masek stanowiła dla mnie jedynie element kolekcjonerski, z którego praktycznie nie korzystałem. Dobrze, że twórcy dali ich aż tyle, bo dzięki temu Jin każdego gracza może wyglądać inaczej, jednak miałem wrażenie, że niektóre przedmioty zostały dodane do gry w pośpiechu, by jakoś usprawiedliwić i wynagrodzić kolejne małe aktywności.

Ghost of Tsushima
Rozmyślanie podczas kąpieli powiększa pasek zdrowia Jina.
Ghost of Tsushima
Cuszima zachwyca.

Nie do końca przekonują mnie również bonusy na poszczególnych pancerzach. Zarówno tych fabularnych, jak i dodatkowych. Wielokrotnie dane etapy przechodziłem w stroju, który stworzony był do zupełnie innych zadań i kierowałem się jedynie moim zmysłem estetycznym. Tak więc o hucznie zapowiadanym dopasowywaniu sprzętu możecie pomarzyć. Jest on oczywiście pomocny, robi różnicę, ale nie na tyle, by zaważyć nad naszym losem. A przynajmniej nie robi tego poniżej trudnego poziomu wyzwania. Na tym najwyższym warto się chwilę pobawić i przygotować. Zwłaszcza w przypadku pojedynków, które stanowią odpowiednik opcjonalnych bossów. Muszę przyznać, że niektórzy przeciwnicy potrafią napsuć dużo krwi i nauczenie się ich zachowań oraz właśnie odpowiedni sprzęt są niezbędne. Swoją drogą, każdy z takich pojedynków stanowi również ucztę dla oczu.

Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że dla utrzymania klimatu warto uruchomić w czasie pojedynków tryb Kurosawy. Do gry trafiła bowiem taka opcja, która nawet uzyskała oficjalne błogosławieństwo spadkobierców mistrza. Nie jest to bynajmniej jedynie filtr, tryb zmienia dosłownie wszystko i faktycznie gra staje się dzięki niemu w całości starym filmem, z jakością dźwięku na czele. Jednak z żalem muszę napisać, że jest to jedynie ciekawostka, która nie tylko odbiera nam piękno świata, ale też w kilku miejscach sprawia, że gra jest niegrywalna. Niektóre zadania wymagają od nas podążania za kolorowymi kwiatami i wówczas najbardziej daje się odczuć minusy trybu. Do spróbowania naprawdę super, do grania już niekoniecznie. Lepiej prezentuje się rewelacyjny wręcz tryb fotograficzny, w którym w prosty sposób można zdziałać cuda. Oczami wyobraźni już widzę te wszystkie wspaniałe dzieła, które pojawiają się w sieci po premierze.

Ostatnią drobnostką, do której muszę się ustosunkować, a która mi jakoś szczególnie nie wadziła, ale wiem, że dla wielu osób jest ważna, to kwestia synchronizacji głosów z ruchem ust postaci przy japońskim udźwiękowieniu. Tak, w grze jest japoński dubbing i nie wyobrażam sobie w ten tytuł grać inaczej. Jednak wyraźnie widać, że animacje twarzy zostały przystosowane jedynie do angielskiej ścieżki. Czasami boli to bardziej, w większości przypadków mniej, jednak faktycznie daje się to odczuć w scenach fabularnych i mam nadzieję, że Sucker Punch z czasem coś z tym zdoła zrobić.

Ghost of Tsushima
Tryb Kurosawy to bardziej ciekawostka.
Ghost of Tsushima
Jedna z najpiękniejszych zim w grach wideo.

Zrodzony z cienia

Nie wiem, jak słownie oddać honor, który w pełni należy się Sucker Punch za stworzenie tak przystępnego i zdawać by się mogło prostego, ale równie niezwykłego dzieła. To prawda, że główną siłą Ghost of Tsushima jest niesamowity setting. To prawda, że nie trafi on do każdego. Jeśli jednak podobnie jak ja kochacie japońską kulturę i drzemie w was dusza samuraja, pokochacie ten tytuł i będziecie chłonąć go wszystkimi zmysłami. Bo zaprawdę jest co chłonąć. To prawdziwa uczta wizualna, którą posiłkujemy się w czasie przejmującej i angażującej podróży.

Ghost of Tsushima wciągnął mnie do reszty. Na tyle, że grając w grę „tylko do recenzji" wyczyściłem całą mapę, zrobiłem wszystko, co było do zrobienia - łącznie ze znalezieniem każdej najmniejszej znajdki czy przedmiotu kosmetycznego - a nawet wbiłem w niej z przyjemnością platynowe trofeum. Dla wielu pożegnaniem generacji była podróż z Ellie i Abby, dla mnie kończy ją opowieść Jina. Mistrz Kurosawa byłby dumny.

Ghost of Tsushima
Samuraj może wiele, ale duch znacznie więcej.
Ghost of Tsushima
Prawdziwa przyjaźń jest wieczna.
09 Gamereactor Polska
9 / 10
+
Niesamowicie piękny świat; umiejętności, które faktycznie mają znaczenie; dobrze prowadzona fabuła i rozpisani bohaterowie; mapa, którą aż chce się odkrywać i eksplorować; hołd dla wielu klasycznych dzieł kinematografii; cudowny tryb fotograficzny.
-
Przytłaczająca liczba niepotrzebnych amuletów; kiepska synchronizacja głosu z ruchem ust w japońskim dubbingu; niestety, tryb Kurosawy.
overall score
to ocena naszych redaktorów. Jaka jest Twoja? Wynik ogólny jest średnią wyników redakcji każdego kraju

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości