Polski
Gamereactor
recenzje
A Plague Tale: Innocence

A Plague Tale: Innocence

Strach ma szczurze oczy.

HQ
A Plague Tale: Innocence

XIV-wieczna Francja, epidemia czarnej śmierci, Wielka Inkwizycja i wreszcie dwoje rodzeństwa, Hugo i Amicia - po tych hasłach opisujących najnowsze dzieło francuskiego producenta Asobo Studio spodziewałam się przeciwieństwa tego, co otrzymałam. Deweloper, który do tej pory tworzył gry przyjazne dzieciom, jak Rush: A Disney Pixar Adventure czy Monopoly Plus, zdecydował się porwać na projekt znacznie bardziej ambitny, nie ujmując oczywiście poprzednim produkcjom twórców. To znaczy - miał być ambitny. Fabularnie bowiem mamy tu do czynienia z podręcznikowym wręcz pomysłem, ale to, czym Plague Tale się wyróżnia, jest rozgrywka.

Focus Home Interactive jako wydawca wielokrotnie już zawiódł moje oczekiwania. Dziś, gdy myślę o firmie, do głowy przychodzą mi wyłącznie reprezentanci „średniaków". O ile taki The Technomancer czy Call of Cthulhu nie są złymi grami, o tyle bliżej im jednak do miana przeciętnych niż zadowalających. Budżetu na Plague Tale również wielkiego nie przeznaczono, a jednak deweloperom udało się wycisnąć z projektu wszystkie soki (albo jeszcze nie do końca wszystkie, ale o tym później).

A Plague Tale: Innocence
XIV-wieczna Francja zapiera dech w piersiach.
To jest reklama:
A Plague Tale: Innocence
Hugo i Amicię czeka długa przeprawa...

Wątpliwe, że mi uwierzycie - jeszcze kilka dni temu sama bym sobie nie uwierzyła - ale Plague Tale można określić jako lekką młodzieżówkę z gatunku fantasy, z prościutką, jednak działającą fabułą. Wszystkie trybiki są tu we właściwym miejscu, tak naprawdę przez całe kilkanaście godzin zabawy i siedemnaście rozdziałów trudno było mi znaleźć coś, co by grzechotało w tej machinie. Tempo rozgrywki jest fascynujące, czym wbrew pozorom niewiele gier może się poszczycić. Moim faworytem w tej kwestii do tej pory jest Final Fantasy IX, co świetnie wyjaśniono na kanale Design Doc w serwisie YouTube, i nie zdziwiłabym się, gdyby Asobo Studio rzeczywiście wzorowało się na dziewiątym Finalu - nazwa dewelopera oznacza w końcu z japońskiego grę/zabawę. W Plague Tale, podobnie jak w FFIX, przez calutki czas uczymy się nowych mechanik, nowych kombinacji, nowych usprawnień, a wreszcie nowych wątków fabularnych. Przy czym te ostatnie, co ciekawe, zachwycają najmniej.

Początek Plague Tale jest... niemrawy. Banalny. I już nieco dziurawy, choć takie stwierdzenia zwykły padać raczej w późniejszych etapach gier. Protagonistka, kilkunastoletnia Amicia, wybiera się na polowanie wraz ze swoim ojcem oraz psem Lwem, myśliwskim inaczej. Tu poznajemy podstawowe mechaniki gameplayu, takie jak strzelanie z procy - w tym Amicia się specjalizuje - czy skradanie, będące jedną z ważniejszych części rozgrywki. Całość oczywiście kończy się tragicznie, a po powrocie na dom szarżuje już Inkwizycja, w związku z czym matka rodzeństwa nakazuje Amicii oraz pięcioletniemu Hugo ucieczkę, informując przy tym starszą siostrę, że dziewczyna nie musi się martwić, ponieważ maluch co prawda cierpi na bliżej nieokreśloną chorobę, ale ta nie jest zaraźliwa.

A Plague Tale: Innocence
Gra jest pełna takich widoków...
To jest reklama:
A Plague Tale: Innocence
...i takich.

Wyciągnęłam z tego zatem taki wniosek, że przez pięć lat Amicia nie miała żadnego kontaktu z braciszkiem, choć żyli razem w jednej posiadłości, na dodatek nie wpadła na to, że ich matka cały czas się opiekowała chłopcem i była okazem zdrowia, więc stan nie może być zaraźliwy? I z takimi mieszanymi odczuciami wyruszyłam w podróż wraz z rodzeństwem, by wyleczyć Hugo z nieznanej przypadłości. O, ale zanim Wy wyruszycie - koniecznie grajcie z francuskim dubbingiem. Doświadczanie tytułu jest z nim nad wyraz ciekawe, a angielscy aktorzy bardziej skupiają się na wymuszanym akcencie, jak w serii Metro, niż rzeczywistej grze aktorskiej, co w efekcie nie jest przyjemne dla ucha, a przynajmniej mojego.

Na swojej drodze Amicia oraz Hugo spotkają przede wszystkim tony szczurów. Silnik produkcji zgrabnie sobie z nimi radzi (zresztą, przez całą grę nie natknęłam się na ani jeden błąd i chyba po raz pierwszy od lat nie będę musiała poświęcać akapitu na problemy i problemiki techniczne), choć, jak na szczury, zachowują się bardzo nieinteligentnie. I nienaturalnie. I jest ich kolosalnie, makabrycznie dużo. Nie są jednak niczym innym jak hiperbolą, strachem widzianym oczami dzieci, oczami ich wyobraźni. No i przede wszystkim służą czysto jako mechanika zręcznościowa, czasem nawet platformowa. Jak stwierdzić inaczej, skoro szczury w Plague Tale dosłownie wysadzają ziemie niczym miny, łączą się w tornada i boją każdego źródła światła? Raz, przykładowo, podczas burzy szczury znajdywały się na określonym obszarze i chowały na kilka sekund wraz z błyskiem pioruna, by moja postać mogła przejść - nie należy więc zarzucać produkcji, że nie jest realistyczna, bo nawet nie stara się taką być i na każdym kroku wyolbrzymia czarną śmierć jeszcze bardziej, tak bardzo, że już bardziej się chyba nie da.

A Plague Tale: Innocence
System alchemii jest świetny - szkoda tylko, że ulubionych wywarów nie można przypisać do jakichś klawiszów skrótowych.
A Plague Tale: Innocence
Atmosfera tytułu przytłacza.

Szczury najczęściej wiążą się w grze z zagadkami logicznymi. Jak wspomniałam, zwierzęta boją się wszelkiego światła, dlatego jest ono naszą największą bronią w walce z nimi. Zagadki w Plague Tale są banalne i często polegają wyłącznie na odpowiednim umiejscowieniu lampy czy ogniska. To dobrze - dzięki temu przez całość dosłownie się płynie, a na dłużej zatrzymują tylko walki z trudniejszymi bossami. Później poznajemy jeszcze cały system alchemii: możemy kierować szczury w konkretne miejsce poprzez zapach czy też pozbywać się małych skupisk rzucając w nie ogniem.

Poza szczurami naszymi wrogami są żołnierze Inkwizycji. Z tymi łobuzami Amicia rozprawia się za pomocą swojej niezawodnej procy, rzucając w ich głowy kamieniami. Jeśli ma do czynienia z tymi opancerzonymi, to staje przed nieco trudniejszym wyzwaniem: najpierw musi cisnąć w nich preparat palący w twarz, co zmusza delikwentów do ściągnięcia hełmu. Albo może rzucić dzbankiem w pobliski metalowy przedmiot, by strażnicy zeszli jej z drogi. Albo zbić lampę kamieniem, by rzuciły się na nich szczury. Albo zgasić ogień, jeśli noszą ze sobą pochodnię, i pokierować straszydła za pomocą cuchnącej substancji. Przydałyby się tu tylko jakieś skróty klawiszowe, jako że zerkanie co chwila podczas walki w kółko opcji jest stresujące i uprzykrza życie. Tak czy siak, rozwiązań jest masa, a choć strażnicy inteligencją nie grzeszą, przez co skradanie w grze bądź co bądź skradankowej nie jest wybitnie trudną czynnością, to cała gama tych możliwości niezwykle cieszy, zwłaszcza gdy co rusz poznajemy jakąś kolejną mechanikę. Jasne, przeciwnicy mogliby mieć więcej zaprogramowanych ścieżek, bo jedna zapętlona animacja wygląda bardzo ubogo i śmiesznie patrzy się na dwoje dzieciaków zakradających się niepostrzeżenie obok całego wielkiego oddziału Inkwizycji, ale podczas zabawy często nie zwraca się na to uwagi, ponieważ gra ciągle zaskakuje: nowym „zaklęciem", usprawnieniem w warsztacie, mechaniką.

A Plague Tale: Innocence
Nasz ekwipunek możemy ulepszać w warsztatach (lub poza nimi, gdy nabędziemy odpowiednią umiejętność).
A Plague Tale: Innocence
Proca to najlepsza przyjaciółka Amicii.

Ale bez obaw: nie wszystko w Plague Tale pragnie naszej śmierci. Podczas swojej podróży poznamy również sojuszników i znajdziemy nowy dom, który co prawda nie do końca pełni tę funkcję, jak chociażby w The Walking Dead: The Final Season, gdzie można było sobie znajdźki poukładać na szafkach, ale i tak jest swoistym azylem, przystanią, przynajmniej w kilku rozdziałach. Towarzyszy w wybranych momentach również możemy wykorzystać podczas walk i nie tylko, i przyznać trzeba, że są bardzo pomocni: jeden zna się na alchemii, więc asekuruje nas podczas misji, byśmy mogli odpocząć wtedy na chwilę od tego cholernego kółka opcji; drugi jako łotrzyk na nasze zawołanie otwiera zamki, w których znajdujemy jeszcze więcej materiałów do ulepszania procy i ekwipunku; trzeci to prawdziwy siłacz, który na rozkaz jest w stanie powalić nawet najbardziej opancerzonego żołnierza w grze. Prawdziwa gildia nastoletnich asasynów. Przy całym tym gameplayowym bogactwie fabuła nie stoi na wysokim poziomie, nieraz zakrawa wręcz o infantylizm i banał, co dziwne, bo wiele lokacji mrozi krew w żyłach i wywołuje ciarki na całym ciele (przygotujcie się na spacery po trupach, krajobraz wisielców i lepiące gniazda szczurzych odchodów), więc patrząc na same zrzuty ekranu można by wywnioskować, że wypisuję bzdury.

Efekt moim zdaniem często psują iście książkowe, nadmuchane dialogi, które po prostu nie pasują do medium, jakim są gry wideo, a przynajmniej tu odstraszały mnie wypowiedzi typu: „Och, Lwie, mój ukochany Lwie, cóż ja bez ciebie pocznę"; nienaturalne konwersacje, których zadaniem jest opisanie graczowi świata przedstawionego, ale które nigdy nie wystąpiłyby w tym miejscu i w tym okresie, coś na zasadzie: „Hej, stary, wysłałem ci właśnie SMS-a, no wiesz, to ta usługa przesyłania krótkich wiadomości tekstowych w cyfrowych sieciach telefonii komórkowej"; czy wreszcie naciągane i przewidywalne wątki, jak chociażby rozdział, w którym piątka dzieciaków postanawia napaść na główną fortecę Inkwizycji... YOLO!

A Plague Tale: Innocence
Graficzne szczegóły cieszą oko.
A Plague Tale: Innocence
„Amicio, czy myślisz, że to ich boli?"

No właśnie, anachronizmy, czyli słowa niedopasowane do opisywanego w dziele czasu historycznego, skutecznie wybijały mnie z atmosfery produkcji, a jest ich niestety w polskim tłumaczeniu sporo. Choć nie jest tak nieustannie - mam podejrzenia, że lokalizacją zajmowały się różne osoby. Czasem jest wręcz wzorowo, czasem bardzo przeciętnie językowo, krótko mówiąc, poziom rodzimego tłumaczenia nie jest w żadnym razie równy. Da się jednak do tego wszystkiego przyzwyczaić, a postacie, mimo że nie są wybitnie rozpisane, wywołują sporo uśmiechów na twarzy i z łatwością można je polubić, opisać chociaż jedną cechą charakteru, nawet jeśli tylko jedną. W większości prezentują utarte już archetypy, ale podane w bardzo przystępnej formie.

A Plague Tale: Innocence wygląda przepięknie, działa przepłynnie, a jeśli chodzi o warstwę techniczną - jest przecudnie. Jestem pełna podziwu, ponieważ obawiałam się, jak zachowają się w praktyce dziesiątki, jeśli nie setki szczurów na ekranie, a okazało się, że deweloperzy nie mieli z nimi najmniejszych problemów. W zakończeniu twórcy pozostawili sobie otwartą furtkę, więc przypuszczam, że Plague Tale może być początkiem oryginalnej serii, a w ciągu następnej dekady doczekamy się kilku kontynuacji gry, a przynajmniej trylogii. Tak wróżę tej marce i mam nadzieję, że się nie mylę, ponieważ dzieło Asobo Studio to solidny produkt w całym tego słowa znaczeniu.

A Plague Tale: Innocence
Zagadki logiczne w Plague Tale opierają się na kierowaniu źródłem światła.
A Plague Tale: Innocence
Czy to pożegnanie?

Choć w tym przypadku przemyślany i nad wyraz przyjemny gameplay nieco przyćmił przeciętną historię rodzeństwa, być może w kolejnych odsłonach, jeśli w ogóle powstaną, deweloperzy wyciągną wnioski i zaoferują nam ambitny scenariusz, który będzie porównywalny do największych hitów branży. A jeśli nie, to niech i tak zostanie - gry to przede wszystkim rozgrywka, a ta w Plague Tale jest niemalże doskonała.

08 Gamereactor Polska
8 / 10
+
Warstwa audiowizualna na najwyższym poziomie; przemyślany i satysfakcjonujący gameplay; plaga szczurów robi wrażenie; wyważone tempo rozgrywki.
-
Wbrew pozorom nie mamy do czynienia ze scenariuszem najwyższych lotów; angielski dubbing.
overall score
to ocena naszych redaktorów. Jaka jest Twoja? Wynik ogólny jest średnią wyników redakcji każdego kraju

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości