Polski
Gamereactor
recenzje
Tales of Arise

Tales of Arise (recenzja w toku)

Pięcioletnia przerwa dobiegła końca. Czy Tales of Arise nagradza zarówno cierpliwych fanów, jak i nowicjuszy?

HQ

Protagonista nieczujący bólu i dziewczyna, która rani każdego, kto tylko ośmieli się do niej zbliżyć. Brzmi nieco jak materiał na kolejną wenezuelską telenowelę, ale spokojnie - to tylko para głównych postaci z nowej odsłony cenionej przez fanów jRPG serii "Tales of...". Po świetnej i docenionej zarówno przez krytyków jak i graczy Berserii przyszło nam czekać pięć długich lat na kolejną część, która zarazem miała być wprowadzeniem marki w nowe konsolowe realia. Czy twórcom z Bandai Namco się to udało?

Przyznam bez bicia, że choć spędziłem w Tales of Arise kilkanaście godzin, nie poczuwam się jeszcze, by przedstawić Wam swoją pełną opinię na temat tytułu. Zwyczajnie przez ten czas poznałem zaledwie skrawek świata i historii. Nie zdołałem także poznać pełnej obsady, która już teraz wydaje się niezwykle barwna i ciekawie przedstawiona. Zatem tekst potraktujcie bardziej jako swoiste wprowadzenie do pełnej recenzji, która zagości na stronie w przeciągu kilku najbliższych dni.

Tales of Arise

Tales of Arise to potężna i mocno rozbudowana produkcja, widać to już na początku rozgrywki. Choć sama narracja początkowo wydaje się bardzo naiwna - pomimo poważnej tematyki - głównie przez dziwne zbiegi okoliczności, których w pierwszych godzinach gry jest aż zbyt wiele, tak nie da się odmówić nowym „Talesom" uroku. Pomimo głupotek fabularnych bardzo szybko dałem się porwać historii i polubiłem głównego, skrywającego się za maską bohatera. W tym miejscu wypada skarcić nieco ludzi odpowiedzialnych za marketing, bo zdecydowanie zdradzili już przed premierą za dużo. Jeśli nie chcecie psuć sobie zabawy, polecam również przeskoczenie filmu otwierającego grę - uwierzcie mi na słowo, zobaczycie go w swoim czasie i wówczas bardziej docenicie. Warto być cierpliwym.

To jest reklama:
Tales of AriseTales of Arise

Jeśli jednak mam być zupełnie szczery, już teraz wiadomo, że nie możemy mówić o Arise jako swoistej rewolucji w marce. Poza nową oprawą graficzną, która zapiera dech w piersiach, nie nazwałbym tytułu przełomem. Praktycznie cały rdzeń rozgrywki pozostał tutaj niezmieniony, a niewielkie niuanse nie zaważają na doznaniach. Prędzej byłbym w stanie nazwać Arise jedną z ciekawszych odsłon marki, choć na ten moment jeszcze wstrzymam się z takim górnolotnym twierdzeniem. Dla mnie nadal prym wiodą Vesperia i Berseria. Jednak kto wie, to, co zdążyłem poznać, naprawdę mi się spodobało i sądzę, że im dalej, tym będzie jeszcze lepiej.

Tales of AriseTales of Arise

Na nowej generacji gra działa bez najmniejszych problemów, chodzi płynnie i wygląda przy tym olśniewająco, jednak uczciwie trzeba powiedzieć, że same modele postaci nie są nadal szczytem osiągnięć technicznych, zatem zdziwiłbym się, gdyby na tak silnych konsolach dostawała czkawki. Nie polecam jednak grania na starszych sprzętach, bo opalając tytuł na takiej PS4 miałem wrażenie, że za moment usłyszę odliczanie do startu rakiety. Głośność tej konsoli jest już legendarna i naprawdę jest to doświadczenie co najmniej niekomfortowe. Z kwestii technicznych... muszę przegryźć się jeszcze z oprawą dźwiękową, bo mam wrażenie, że miejscami jest ona zbyt epicka i niedostosowana do tego, co dzieje się na ekranie. W poprzednich grach z serii podkład był bardziej zróżnicowany, jednak być może niepoznane przeze mnie lokacje wkrótce odmienią mój pogląd. Wszystko przede mną.

To jest reklama:
Tales of Arise

Bardzo podoba mi się natomiast poszanowanie starszych fanów, które daje się zauważyć w wielu aspektach gry. Przykładowo, gadające głowy z dialogów zostały zamienione na animowane komiksy. Niby dało to powiew świeżości, ale jednocześnie nie zaburzyło konwencji serii na tyle, by nie poczuć się jak w domu. Mocniejszej przebudowy doczekała się walka, która teraz jest znacznie bardziej dynamiczna i widowiskowa, ale nie można w żadnym razie nazwać jej chaotyczną. To, co boli, to wrzucenie do gry dosłownie tych samych przedmiotów kosmetycznych, z jakimi spotykamy się w marce od lat. Rozumiem, że mogą się one podobać i są już w pewien sposób rozpoznawalne, jednak przy tytule takim jak Arise, który miał być wejściem marki w nowe czasy, wydaje mi się, że jest to zwyczajne pójście na łatwiznę. Inna sprawa, że nigdy nie korzystałem z dodatków typu kocie uszka czy psi ogonek, więc jeśli również tego nie robiliście, zwyczajnie możecie o tych przedmiotach zapomnieć.

Tales of Arise

Tales of Arise mieni się niczym ukryty gdzieś daleko w ciemnościach diament. Wygląda przepięknie, na tyle, że co rusz chcę zrobić jeszcze jednego screena, a przy tym działa rewelacyjnie. Choć trzeba przegryźć się z naciąganym, a do tego przeciąganym prologiem, warto dać tytułowi szansę. Jakby nie patrzeć, na nowe „Talesy" czekaliśmy zbyt długo, by postawić na nich krzyżyk. Tymczasem wracam do gry, by jak najszybciej podzielić się z Wami pełnymi wrażeniami. Wówczas przyjdzie czas na fabułę, postaci i zgłębianie mechanik. Na chwili obecną pewniakiem jest, że Arise to dobry tytuł, czy jednak stanie na podeście serii?

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości