Polski
Gamereactor
artykuły
The Last of Us: Part II

Zaspoilowałam sobie The Last of Us: Part II i dobrze mi z tym

Bo nie liczy się cel, lecz droga.

HQ
The Last of Us: Part II

Trudno nie dostrzec, że jako odbiorcy popkultury panicznie wręcz boimy się spoilerów. Nie włączamy zwiastunów premierowych, by przypadkiem nie dowiedzieć się czegoś o fabule nadchodzącej gry. Nie czytamy artykułów na jej temat, by nie wyciągać wniosków (czy domyślenie się rozwiązania wątku to jak zaspoilowanie samemu sobie?), a recenzje przewijamy tylko do oceny końcowej, bo kto wie, czy autor tekstu nie zdradził w nim więcej, niż powinien. Żyjemy w ciągłym strachu i obawie przed zepsuciem sobie zabawy i brakiem fascynującego momentu zaskoczenia.

Dlatego gdy do sieci wyciekły kilkugodzinne materiały z The Last of Us: Part II, a wśród nich kluczowe dla fabuły scenki przerywnikowe, a nieco bardziej złośliwi fani zaczęli zalewać komentarze w internecie pod dowolnymi streamami nawet niezwiązanymi z tematem (kojarzycie zapewne niesławną zapowiedź Assassin's Creed Valhalla), gospodarze wyłączyli możliwość komentowania pod filmami, a strony w mediach społecznościowych ostrzegały, że za ujawnianie spoilerów użytkownicy niezwłocznie zostaną ukarani soczystym banem. Oczywiście, takie zachowania należy potępiać, ale uwierzcie mi: będzie się wam żyło lepiej, jeśli zaakceptujecie myśl, że nie liczy się cel, ale droga.

The Last of Us: Part II
Czy to spoiler, jeśli mowa o remake'u gry, która ma już na karku ponad dwadzieścia lat?
To jest reklama:

No więc zaspoilowałam sobie The Last of Us: Part II. I to nie tak, że jakiś wstrętny troll z internetu napisał publicznie coś, czego nie powinien. Zrobiłam to świadomie, przetrząsając fora internetowe i YouTube'a, bo tak naprawdę już dawno temu zdążyłam spoilery... polubić. A choć to, co przeczytałam w sieci, nie przypadło mi do gustu, sama gra zdążyła już udowodnić, że nie należy oceniać scenariusza po zaledwie skrawkach informacji. Ba, dzięki nim wydaje się jeszcze bardziej intrygująca.

Nie raz, nie dwa na pewno sami twórcy zepsuli wam zabawę. Zdarzały się marketingowe wpadki, gdy stacja AMC opublikowała na swoim fanpage'u zdjęcie Daryla niosącego martwą Beth z serialu The Walking Dead, zanim jeszcze odcinek ze śmiercią bohaterki wyemitowano w Europie. Ciekawe, co działo się w głowach „kwadratowych" przy promowaniu Final Fantasy VII: Remake, bo to przecież nowa gra, więc choć oryginał ma na karku dwadzieścia trzy lata, nie można przecież zaspoilować scenariusza nowym odbiorcom! A co ma teraz zrobić Naughty Dog po tym całym incydencie z The Last of Us? Jako recenzenci otrzymaliśmy już kilkanaście stron przestrzegających, o czym wolno, a o czym nie wolno pisać w związku z historią opowiadaną przez grę. I chociaż nadal to zrozumiałe, że możecie spoilerów nie aprobować, być może uda się je wam w przyszłości zaakceptować.

The Last of Us: Part II
Co jeśli przed rozpoczęciem Heavy Rain poznalibyście tożsamość „Zabójcy z Origami"?

Co jeśli przed rozpoczęciem Heavy Rain poznalibyście tożsamość „Zabójcy z Origami"? No to po grze, pomyślał niejeden, nie ma już po co ruszać. Kiedy to absolutna nieprawda. Znając główny cel fabularny, możemy z zupełnie innej perspektywy spojrzeć na drogę. Dzięki posiadaniu wiedzy o nadchodzących wydarzeniach skupiamy się na tym, co do nich doprowadzi i łączymy kropki od samego początku, oceniamy, czy scenariuszowo rzeczywiście takie rozwiązania trzymają się kupy. Dostrzegamy coś, na co nieświadomy odbiorca nigdy nie zwróci uwagi. Takie odkrywanie danego dzieła jest zupełnie innym i równie ciekawym doświadczeniem.

To jest reklama:

Jasne, cudownie jest wejść w grę, nie wiedząc o niej absolutnie nic, i zaskoczyć się nawet najbanalniejszym motywem. Gdy w 2015 sięgałam po pierwsze Life is Strange, w ogóle nie wiedziałam, że protagonistka zostanie obdarzona mocą cofania czasu. Możecie sobie wyobrazić, jaki to był dla mnie szok, gdy Max po raz pierwszy przewinęła wydarzenia w szkolnej łazience. Z drugiej jednak strony wiele z moich ulubionych produkcji znałam jak własną kieszeń jeszcze przed doświadczeniem ich na własnej skórze. Próbuję powiedzieć, że naprawdę nie warto denerwować się i złościć, jeśli już taka sytuacja się wydarzy. Warto wtedy skonfrontować się z tymi negatywnymi uczuciami i przekuć je w coś dobrego. Docenić, że ma się możliwość poznania dzieła z zupełnie innej perspektywy - takiej, której nie zazna przeciętny odbiorca. I oba podejścia potrafią dać wbrew pozorom tyle samo frajdy. Nie są ani gorsze, ani lepsze, tylko po prostu inne.

The Last of Us: Part II
Zagranie w grę bez znajomości jej fabuły jest interesującym doświadczeniem, ale równie ciekawe doświadczenie można przeżyć uprzednio zaznajomiwszy się z historią.

Ciężko zresztą nic sobie nie zaspoilować będąc młodym konsumentem popkultury, kiedy chce się nadrobić dziesiątki tytułów kultowych, zawierających sceny, które nie są zaledwie scenami, ale zjawiskami służącymi do interpretacji; czymś, co rodzi trendy, archetypy nawet, inspiruje. Nie trzeba oglądać Gwiezdnych Wojen, by wiedzieć, kim jest ojciec Luke'a, podobnie jak każdy wie, co czeka Lee i Clementine na końcu ich tragicznej tułaczki. Koniec końców, w przeważającej większości przypadków interesuje nas wspomniana już wielokrotnie droga, zgłębianie przedstawionych wydarzeń i charakterów postaci, nie sam fakt, co dzieje się z nimi na zakończenie. Niestety, nikt jeszcze nie ustalił sztywnych norm tego, kiedy coś jeszcze jest spoilerem, a kiedy przestaje nim być. Nikt nie wie, czy staje się to po tygodniu od premiery, po miesiącu, roku czy dziesięciu. Zanim to nastąpi - nauczmy się lubić spoilery!

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości